Myśl jak piłka, czyli bliźniacze lifehacki

Piotr Mikołajczyk
13.12.2017 16:42
A A A
Bliźniaki

Bliźniaki (Fot. Shutterstock)

Nick Hornby w "Futbolowej gorączce" zadaje pytanie, które może brzmieć obrazoburczo w ustach kibica, a jest dla kibica absolutnie typowe: co mnie obchodzi sportowa rywalizacja? Rozwinięcie jest takie, że kibica obchodzi tylko wynik - jego drużyna ma wygrać i tyle. Podobnie musi myśleć rodzic bliźniaków, bo, wierzcie mi, tak właśnie myślą jego dzieci, nawet jeśli nie rozumieją jeszcze czym jest "sport" i nie wiedzą, że wyścig do ulubionej książeczki czy maminej piersi to "rywalizacja".

Jak wyrównać szanse rodziców skazanych na regularną grę w osłabieniu, czyli zajmowanie się w pojedynkę dwojgiem absorbujących maleństw, które błyskawicznie zmieniają się w - nadal dwa - rozpędzone huragany? Na to pytanie nie odpowiem, bo dzień w dzień szukamy jakichś kawałków odpowiedzi i nie spodziewamy się, że kiedykolwiek poznamy ją całą. Kilka jednak - nie zawsze czystych - zagrywek może nieco ułatwić życie. Nawet jeśli czasem mogą wydawać się iść wbrew intuicji.

1. Zostaw opaskę ze szpitala

Wiecie jak poczuć się jak najgorszy rodzic nie tylko na całym świecie, ale w ogóle w całej historii ludzkiego gatunku? Mieć bliźniaki i je pomylić. Wiecie, jak łatwo to zrobić w przypadku noworodków? Ja wiem i wiem, jak bardzo się bałem, że kiedyś mi się zdarzy. Oczywiście zdarzyło się wielokrotnie, ale już w czasach, kiedy po pierwsze byłem zahartowany, a po drugie w pomyłce można było łatwo się zorientować i nie groziła ona niczym szczególnie niebezpiecznym.

Kiedy jednak dzieci są maleńkie, kiedy śledzisz i zapisujesz każdy ich posiłek, każdy sen, zawartość każdej pieluchy - warto, żebyś miał pewność, że zapisujesz we właściwej rubryce. Także dlatego, że to czas, kiedy wielu rzeczy nie wiesz, a nawet jeśli wiesz, to i tak się obawiasz, że czegoś nie wiesz i nie chcesz dać sobie szansy na wpadnięcie w przerażenie ostateczne. A skoro tak, to warto mieć instancję ostateczną, do której można się odwołać w momentach krytycznych. I tą instancją może być identyfikująca opaska ze szpitala, o ile ci jej nie zabiorą, albo jej nie zdejmiesz. My zdjęliśmy, ale dopiero po trzech tygodniach, kiedy już pierwszy szok minął i kiedy faktycznie nauczyliśmy się rozpoznawać (przynajmniej w większości przypadków) który z chłopców jest który.

2. Synchronizuj

Pierwsza rzecz: dzieci to nie zegarki i nie da się ich zsynchronizować całkowicie. A jeśli się da, to metodami, których nie znam i poznać nie chcę. Niemniej, w przypadku bliźniaków warto możliwie wiele rzeczy łączyć. Kłaść dzieci o tej samej porze. O tej samej porze karmić. Czasem dziecko ewidentnie nie jest głodne i nie będzie chciało jeść, ale podanie pokarmu nie zaszkodzi. Najwyżej nie zje. Najwyżej będzie się potem domagać. To się będzie zdarzać, ale czasem nie będzie. Ba, czasem może nawet uda się na pewien czas osiągnąć pewną rutynę.

Dzieci, jak to dzieci, będą robić co w ich mocy, żeby tę rutynę zburzyć. Czasem uznają, że nie będą spać nie tylko o tradycyjnej 13:00, ale też godzinę czy dwie później. A może wręcz w ogóle. Czasem dziecko, choć normalnie zasypia o 21:00, postanowi zasnąć o 23:30. Bo może. Niemniej, kładzenie dzieci razem, karmienie ich w tych samych porach, pilnowanie godzin spacerów i przynajmniej zgrubnie powtarzalnego planu dnia sprawi, że przynajmniej w jakimś stopniu dzieci będą według niego funkcjonować. Nie wszystko da się przewidzieć, ale przynajmniej nie wszystko musi zaskakiwać. Tak właśnie jest u nas i i tak chaos regularnie potrafi triumfować. Bez tych prób jednak już dawno poskręcalibyśmy sobie karki uznając, że dół to nowa góra i próbując wspiąć się na sufit.

3. Miej zabawkowe wunderwaffe

"Jak mawiał trener Piechniczek: żeby grać w piłkę, trzeba myśleć tak, jak piłka". Innymi słowy, warto wiedzieć, czym można bez reszty zaabsorbować uwagę dzieci, tak, żeby nie zorientowały się, że rodzic opuszcza ich pole widzenia, bo na przykład udaje się do toalety, musi coś przygotować w kuchni albo wręcz wyjść na moment z mieszkania (albowiem wózek się sam nie zniesie).

U nas rolę takiej wunderwaffe spełnia często mały ogrodowy basenik wypełniony plastikowymi kulkami, w którym można się taplać, z którego kulki można wyrzucać, do którego kulki można wrzucać, z którego można się z bratem nawzajem wypychać i próbować jednocześnie wleźć... Ale to może być cokolwiek, byle tylko sprawiało dzieciom taką frajdę, że zaangażowani w zabawę zapomną na moment o rewolucyjnej czujności.

4. Miej pomoce podróżne

To się tyczy zarówno podróży małych - wózkiem, jak i dalszych - zarówno komunikacją miejską, jak i samochodem. Dzieci czasem podróże lubią, ale czasem nie i od jednego do drugiego stanu potrafią przejść szybciej, niż Tomasz Adamek na emeryturę i z powrotem. Kiedy to następuje, warto mieć na podorędziu coś, co odciągnie uwagę dziecka od faktu, że wspaniała i wesoła podróż właśnie zmieniła się w podróż okropną i uciążliwą (choć kompletnie nic się w czynnikach zewnętrznych nie zmieniło). To może być ulubiona przekąska. To może być zabawka czy książeczka, ale wcale nie ta ulubiona, ponieważ jest dobrze znana. Warto mieć coś nowego, co będzie nieznane i tym samym interesujące. To może być cokolwiek, co tylko sprawi, że dziecko przestanie myśleć o tym, jak źle mu na świecie.

To szczególnie przydatne podczas podróży samochodowych, kiedy pole manewru jest szczególnie mocno ograniczone, czasem wręcz do poziomu takiego, że po prostu nie da się usiąść obok dziecka i rozproszyć go dobrą radą i piosenką. Dla nas przez długi czas niezbędnym akcesorium samochodowym był pokaźny zapas jednorazowych chusteczek wożony bynajmniej nie po to, żeby coś nimi wycierać, ale po to, żeby można je było rozszarpać na strzępy, co koiło dziecięce nerwy jeśli nie znakomicie, to przynajmniej skutecznie.

5. Miej nosidełko lub chustę w wózku

Zawsze. Koniecznie. A o tym, że koniecznie przekonałem się całkiem niedawno, kiedy o nim zapomniałem. Uświadomiłem to sobie jeszcze pod blokiem, kiedy mogłem wrócić do domu, ale uznałem, że przecież tyle razy ostatnio nie było potrzebne, że pewnie i tym razem nie będzie. Haha, rookie mistake.

Fakt pierwszy: dzieci czasem płaczą. Fakt drugi: do uspokojenia płaczącego dziecka niekiedy niezbędne jest wzięcie go na ręce. Fakt trzeci: sterowanie wózkiem wymaga co najmniej jednej ręki (a przynajmniej dostępu do niej w regularnych odstępach czasu). Fakt czwarty: jeśli masz do czynienia z bliźniakami, to jeśli jedno dziecko płacze, to drugie nadal może siedzieć w wózku.

Krótko mówiąc, sytuacje, w której będziesz mieć na spacerze jedno dziecko domagające się, żeby natychmiast wziąć je na ręce i drugie niezadowolone z faktu, że wózek nie jedzie, będą zdarzać się regularnie. Jeśli chcesz ich uniknąć - weź nosidełko lub chustę. W ten sposób masz płaczące dziecko przy sobie i możesz je uspokoić, a jednocześnie cały czas jesteś w stanie obsługiwać wózek. Dodatkowo: jeśli dzieci śpią na spacerze, to nosidełko lub chusta idealnie nadają się do tego, żeby przeprowadzić je od stanu przedsennej irytacji do stanu głębokiego i spokojnego snu. O ile oczywiście nie pomyślicie wcześniej: eee, nie chce mi się po nie wracać.

6. Zaprzyjaźnij się z zamrażarką

Jako rodzic bliźniaków nauczysz się z wielu rzeczy rezygnować. Z niektóych zrezygnować musisz (życie towarzyskie), z innych też musisz (sen), a z jeszcze innych musisz, ale nie powinieneś (jedzenie).

Ponieważ jeść trzeba, a przynajmniej dobrze by było i ponieważ dzieci karmić trzeba bezwzględnie, trzeba czasem coś ugotować. W przypadku dzieci karmionych mlekiem sprawa jest prosta, ale mijają te beztroskie miesiące i trzeba zacząć rozszerzać dietę. I tak, to następuje dużo szybciej niż by się człowiek spodziewał i nie, dzieci wcale nie są jeszcze wtedy mniej absorbujące niż na początku. Prędzej bardziej.

Na szczęście, całkiem szybko dzieci zaczną jeść przynajmniej niektóre potrawy, które jecie wy. W naszym przypadku są przynajmniej dwa niezawodne punkty programu: makaron z sosem bolońskim i chili con carne. Jedno i drugie chłopcy wcinają bardzo chętnie, jedno i drugie wciąż nam jeszcze smakuje, jedno i drugie jest super, bo można ugotować gar wielkości wiadra, podzielić na porcje i zamrozić. A w porze obiadu odgrzewa się to tyle samo, co słoik.

Oczywiście, im więcej takich bezpiecznych przepisów, tym lepiej. My wciąż szukamy kolejnych pewniaków, z różnymi skutkami. Nie zawsze gotujemy to samo dla nas i dla dzieci, ale rzeczy, które gotujemy dla nas, niemal zawsze mają tę właściwość, że łatwo się skalują i dobrze przechowują jako mrożonki. Czyli różne lecza, sosy do makaronów, gulasze czy curry. Bo zawsze lepiej na gotowaniu spędzić w tygodniu dwa dni, a nie siedem.

7. Nie przyzwyczajaj się

To jest chyba najważniejsza rada pozwalająca zachować zdrowie psychiczne. Jeśli jest dobrze, to korzystaj z tego ile wlezie, bo to się skończy. Jeśli jest ciężko, nie przejmuj się, bo to minie i będzie trochę lżej (albo też ciężko, ale przynajmniej jakoś inaczej). Jeśli dzieci elegancko zasypiają, to jeszcze nie znaczy, że nie przestaną. Jeśli nieczęsto się budzą, to jeszcze nie znaczy, że nie zaczną.

Święty Graal rodziców bliźniaków to odpowiedź na pytanie: kiedy robi się lżej? My po blisko półtora roku Graala wciąż nie znaleźliśmy, słyszeliśmy tylko legendy, z których wynika, że po półtora roku, ale też inne, z których wynika, że po trzech latach. I oczywiście tę krzepiącą opowieść, że małe dzieci - mały kłopot i że potem, to się dopiero zacznie. Co oczywiście jest możliwe, ale poradzimy sobie. Po takiej szkole...