Moje dziecko i (nie)znajomy z karetki pogotowia

Bartosz Raj
23.11.2017 16:26
A A A
hantek.blox.pl

hantek.blox.pl (Bartosz Raj)

Córka dzwoni do mnie, że karetka czeka pod domem. Blednę. Nim wszystko zamieni się w zwykłą skądinąd historię, nieciekawe wspomnienia z niedawnej przeszłości wrócą z bolesną wyrazistością

Nogi się dziś pode mną nie tylko ugięły, ale przez moment wręcz zniknęły całkiem, a mnie pozostawiły w formie pulsującej plamy ma drewnianej podłodze pod salą 300 na III piętrze biurowca, w którym pracuję. Daruję Wam budowanie napięcia niczym prosto z książek Nesbo i wprost napiszę cytując moje dwie pociechy: spoko, wyluzujcie! A teraz fakty.

W trakcie bardzo-ważnego-zebrania w pracy odebrałem telefon. Starsza ikonka Hania była mocno podekscytowana. Opisuje, jak to wróciła z ćwiczeń do domu: "Tata i wyobraź sobie, że...

czekała pod blokiem karetka.

Ta sama, co wtedy mnie zabrała, pamiętasz? I ten pan z karetki mówił, że się przestraszył, jak zobaczył adres, że znów o mnie chodzi, i że znów jest źle. Bo on mnie wiózł, wiesz?"

- Dziecko kochane, co ty wygadujesz, jaka karetka, jaki pan, gdzie cię wiózł?!? - spanikowałem. Te kilka sekund, które minęło, nim wytłumaczyła, że tym razem pogotowie przyjechało do kogoś innego, dosłownie cztery numery mieszkań obok, to z pewnością trwały dłużej niż przerwane tuż za drzwiami spotkanie w pracy.

Hania w styczniu 2017 r. - dzień po przywiezieniu karetką do CZD. Na górze Hania dziś. Taka różnica. Hania w styczniu 2017 r. - dzień po przywiezieniu karetką do CZD. Na górze Hania dziś. Taka różnica.  Bartosz Raj

Na tym nie koniec. Dziecko kontynuuje: "Pan mnie poznał, ale na szczęście nie o mnie chodziło. Ja za to Pana nie pamiętałam, bo jak pamiętasz ja wtedy nic nie widziałam".

Pamiętam bardzo dobrze. Byłem w pracy w sobotę, samochód zostawiłem w warsztacie, miałem po niego przyjechać po dyżurze. A ona wymiotowała. Potem zadzwoniła, że już jest lepiej. Kolejny telefon to już tylko płacz, bo złapała oczopląs i przestała widzieć. "W telewizji leci bajka i ja nie widzę nic, bo obraz lata" - łkała.

Rzucało jej ciałkiem, odpłynęła,

choć całkiem przytomności nie straciła. Gdy dotarłem do Centrum Zdrowia Dziecka zobaczyłem ją już przyjętą na oddział onkologii, kiepsko kontaktującą, szarą na twarzy, z rurką w buzi, a może nosku. Dopiero kilka godzin, lub nawet kilka dni po tym wszystkim okazało się, że jej główka była wydrenowana, paradoksalnie za dobrze działał wszczepiony tam kilka miesięcy temu sprzęt. Po wielu operacjach udało się lekarzom opanować "skomplikowaną hydraulikę" - tak, aby w główce płynu było dość, ale by jednocześnie nie zbierał się wokół jej kręgosłupa.

To było już 11 miesięcy temu, na samym początku roku. Potem były jeszcze cztery bardzo trudne miesiące i przełom - wyjście ze szpitala pod koniec maja, po którym minął ból, minęły nudności. Wstrząsającą relację z tego przyjazdu karetki dostałem od ikonki młodszej, Mają zwanej, która płakała w swoim pokoju z widokiem na parking, bała się o Hanię, powtarzała "tatuś, tatuś" i opisywała jak jej siostra jest niesiona w kocu i przenoszona na nosze. Strasznie mi było smutno,

to jedno z najgorszych moich wspomnień ostatnich lat.

Potem zabrała ją rodzina, chyba do kina, żeby jak najszybciej zapomniała, wyrzuciła z pamięci. Hania w tym czasie już wracała do siebie. Wieczorem dyrygowała już mną w szpitalu.I choć potem były różne, słabe bardzo sytuacje, to już nigdy wątpliwej przyjemności kursowania karetka pogotowia nie miała. Wiedziałem, że kiedyś mówiła mi, że chciałaby jak wygląda wnętrze karetki, kiedy z V piętra Centrum Zdrowia Dziecka obserwowaliśmy raz to przylot helikoptera z małym pacjentem, dwa podjeżdżające pod izbę przyjęć karetki. Nie to miała na myśli, chcąc zwiedzić ich wnętrze, zresztą nic prawie z tej drogi i godzin po na szczęście nie pamięta.

Zaklinam więc, by się nie powtórzyło. Serdecznie Pana z karetki pozdrawiając, mam nadzieję, że pozostanie Pan (nie)znajomym.

Autor pisze też bloga Ojca Raj - zapraszamy