Chcesz podnieść IQ dziecka o 6 punktów? Daj się przekonać naukowcom, czytaj!

Michał Strzałkowski, Polskie Radio S.A.
09.09.2016 08:27
A A A
Okładki książek

Okładki książek (materiały prasowe)

Niby wszyscy doskonale o tym wiemy, że trzeba czytać dzieciom, ale prawda bywa okrutna - nie zawsze chce nam się po ciężkim dniu czytać wieczorem na głos bajki czy przygodowe opowieści. Zwłaszcza, że sami często prawie nic nie czytamy.

Jak uświadamia nas już od 15 lat kampania "Cała Polska czyta dzieciom", wystarczy tylko 20 minut. Jest jednak jeden warunek - koniecznie codziennie. Głośne czytanie dzieciom, nawet jeśli umieją już same sprawnie składać litery, ma ogromne znaczenie i wywiera bardzo pozytywny wpływ na rozwój dziecka.

Czytanie ma znaczenie

Z kolei ostatni raport Biblioteki Narodowej przyniósł wstrząsającą wiadomość - 63 proc. dorosłych Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki. Pewnie część z tej grupy jest już całkowicie stracona i nie ma dla niej ratunku. Ale dzieciaki można nauczyć sięgania po książki bardzo łatwo - po prostu im czytać. To nie tylko wspiera rozwój psychiczny czy intelektualny najmłodszych, ale też pomaga im się rozwinąć.

Dziecko, któremu się czyta, czuje się ważne i kochane, a rodzic zyskuje na autorytecie - dzięki umiejętności czytania dopuszcza pociechę do na co dzień zamkniętego świata fascynujących opowieści. Dzięki temu maluch szybciej i skuteczniej uczy się mówić, a zasób jego słownictwa będzie w przyszłości dużo bogatszy.

Jak się bowiem okazuje, bardzo ważne jest czytanie dzieciom niemal od samego urodzenia. W jednym ze szpitali pediatrycznych w amerykańskim stanie Rhode Island przeprowadzono eksperyment. 8-miesięcznych pacjentów podzielono na dwie podobnie skonstruowane grupy. Rodziców z pierwszej poproszono, by codziennie swoim dzieciom czytali, rodzicom z drugiej nie doradzano niczego. Po kilku tygodniach skontaktowano się ze wszystkimi uczestnikami. Okazało się, że u dzieci, którym regularnie czytano, poziom rozumienia mowy dorosłych wzrósł średnio o 40 procent, w drugiej zaś grupie tylko o 16 proc.

Twoje dziecko może być mądrzejsze

Nie wystarczy jednak niemowlakom czy dzieciom uczącym się już mówić po prostu coś przeczytać. Najlepiej bowiem działają książki interaktywne, zmuszające dziecko do reagowania na najprostszą nawet treść. No i oczywiście rodzic, któremu chce się nie tylko tekst odczytać, ale także pobawić całą opowieścią. Według badania, którego wyniki opublikował w 2013 roku amerykański dwumiesięcznik "Perspectives on Psychological Science" - skuteczne angażowanie małego czytelnika, który np. wskazuje elementy czytanej historyjki na obrazku, powtarza jakąś część historyjki albo coś dorysowuje, skutkuje późniejszym wzrostem jego IQ nawet o 6 punktów.

Wspólne czytanie nie tylko wpływa na społeczną relację między osobą czytającą a dzieckiem. Jak się okazuje, realnie wpływa na funkcjonowanie mózgu, a co za tym idzie - stymuluje rozwój umysłowy dziecka.

"Pediatrics" - bardzo prestiżowy miesięcznik Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej - opisał w ubiegłym roku jeszcze inny eksperyment, któremu poddano w Cincinnati grupę 19 dzieci w wieku od 3 do 5 lat. Przy użyciu rezonansu magnetycznego sprawdzono jak ich mózgi reagują, gdy lektorka czyta im serię historyjek. Następnie - dla porównania - sprawdzono również jaki efekt daje puszczanie im muzyki albo różnego rodzaju dźwięków i hałasów.

Okazało się, że podczas słuchania czytanego tekstu wyjątkowo aktywne były nie tylko obszary mózgu odpowiedzialne za rozumienie narracji, ale także te związane z tzw. wyobraźnią wzrokową. Co więcej, te z dzieci, którym już wcześniej regularnie w domu czytano, reagowały szybciej i mocniej. Krótko mówiąc - głośne czytanie sprawiało, że mózg rozwijał się dużo lepiej. To co do tej pory było tylko obserwacją rodziców czy opiekunów, znalazło pierwsze potwierdzenie czysto biologiczne.

Gdy nie czytasz, mów... ale od czytania się nie wywiniesz

Jak już dawno udowodniono, między innymi w badaniu przeprowadzonym przez psychologów i językoznawców z University of Kansas, do dziecka trzeba dużo mówić. Im więcej, tym lepiej. Jak ustalono, rodzice z wykształceniem podstawowym wypowiadali do swoich niemowląt średnio 620 różnych słów na godzinę, rodzice z wykształceniem wyższym już 2150. To powodowało, że drugie z tych dzieci w wieku 3 lat usłyszały już nawet o kilkadziesiąt tysięcy słów więcej niż te pierwsze. I dzięki temu same lepiej i chętniej mówiły.

Tę różnicę można nadrobić głośnym czytaniem. Mówiąc, mamy bowiem tendencję do używania wciąż tych samych zwrotów. Gdy czytamy głośno książkę czy nawet książeczkę z obrazkami, sami stajemy się choć na tę krótką chwilę bardziej elokwentni niż na co dzień. Słuchanie czytanki jest zatem dla dziecka dużo większym wyzwaniem niż podsłuchiwanie rodziców.

Pozostaje jeszcze jeden, bardzo istotny argument. Dzieci, którym od maleńkości regularnie czytano, kojarzą książki z czymś przyjemnym, a do tego traktują je jak oczywisty element codzienności. W ten właśnie sposób - sięgając wieczorem po zbiór baśni - możemy w przyszłości poprawić statystyki czytelnictwa wśród dorosłych Polaków. A do tego - jeśli sami należymy do nieczytających 63 proc. - właśnie się z tego grona wypisujemy. Baśnie Andersena czy Braci Grimm liczą się tak samo jak powieści Mario Puzo czy Marcela Prousta.

Kilka sprawdzonych tytułów na początek

Tu jednak muszę zrobić ważne zastrzeżenie. Ważne jest nie tylko, by w ogóle dzieciom czytać, ale także to, po co dokładnie sięgać. Jako ojciec prawie 2-letniego chłopca (starszy, 10-latek czyta już bardzo chętnie samodzielnie) mam kilka sprawdzonych tytułów.

Absolutnym strzałem w dziesiątkę okazały się małe arcydzieła Erica Carle'a. Ten pisarz i malarz nie tylko znakomicie swoje wydawnictwa ilustruje, ale też pomysłowo nawiązuje kształtem swoich książeczek do ich treści. Można się bowiem bawić dziurkami wygryzionymi w owocach przez "Bardzo głodną gąsienicę", dotykać wypukłej sieci, którą utkał "Pajączek" czy wreszcie naśladować ruchy zwierząt z "Od stóp do głów".

Bardzo dobrze czyta nam się też książeczki o Mamie Mu, którą wymyślił szwedzki autor Sven Nordqvist. Ta nieprzeciętna krowa bynajmniej nie ma ochoty stać bezmyślnie na łące i żuć trawy, tylko urywa się co chwilę w świat, by spróbować jego uroków: pohuśtać się na gałęzi, pojeździć na rowerze czy poczytać. W szwedzkim klimacie pozostajemy też, gdy czytamy sobie opowiastki Barbro Lindgrena i Olofa Lindströma o Bolusiu, upartym i trochę obrażalskim prosiaczku, który nie bardzo cieszy się z tego, że pojawił się w jego życiu młodszy braciszek.

Świetnie bawimy się też przyglądając się "Pracującym pojazdom" Taro Miury czy próbując powtórzyć wszystkie odgłosy spisane w grubaśnej "Księdze dźwięków" Soledad Bravi. Robimy hałas jak straż pożarna albo ryczący lew. Chwilę oddechu mamy tylko na stronie poświęconej ślimakowi, który - jak wiadomo - "Nic nie robi, tylko elegancko porusza czułkami". A na deser lubimy sięgnąć po jeden z naszych najlepszych towarów eksportowych, czyli cudownie ilustrowane książki Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Na razie nie możemy się napatrzeć na życie w "Miasteczku Mamoko", ale już niebawem oglądać będziemy "Mapy", "D.O.M.E.K." czy niesamowite "Podziemnik" i "Podwodnik".

Klasyka zawsze dobra

Warto pamiętać też o klasyce. Może to trochę za wcześnie (tylko trochę), ale nie mogłem się powstrzymać, by nie zajrzeć razem z synkiem do przepięknej, tworzonej przez całe lata 60-te i 70-te serii Miroslava Šaška o najpiękniejszych miastach. Od "Oto jest Paryż" po "Oto jest Nowy Jork". Szkoda, że ukazało się w Polsce tylko pięć z ponad 15 książek tego czeskiego geniusza. Do wyboru, do koloru jest za to wydań polskich klasyków - szczególnie ukochane są przez nas poczciwa "Lokomotywa" Juliana Tuwima, "Na straganie" Jana Brzechwy i niemal wszystko co wyszło spod pióra Wandy Chotomskiej ze szczególnym uwzględnieniem "Gdyby tygrysy jadły irysy" oraz przewrotnego "Wiersza o piwie i lokomotywie".

Muszę jednak lojalnie uprzedzić, że choć staram się podsuwać synkowi książki, które nawet mnie szybko się nie znudzą, to niestety nawet najlepsza z nich czytana po raz tysięczny zaczyna trochę męczyć. Czekam jednak cierpliwie, aż będę mógł skorzystać z całej serii pod hasłem "Czytam sobie", którą skonstruowano tak, aby powoli oswajać dziecko z samodzielnym czytaniem. Czołowi polscy autorzy wsparci przez świetnych ilustratorów stworzyli cały cykl książeczek, które prowadzą małego czytelnika od tekstów prostych, pozbawionych długich i trudnych słów do coraz bardziej złożonych historii, a finalnie do całkiem już "poważnych" dziecięcych mini-powieści. Na to przyjdzie mi jednak poczekać pewnie jeszcze przynajmniej 3-4 lata. Na razie odkładam laptopa i wracam do przewracania z synkiem kolorowych stroniczek z grubej, łatwej do złapania małą rączką, tektury.

Michał Strzałkowski, Polskie Radio S.A.