Syn - ukoronowanie ojcowskiej kariery?

29.07.2016 10:35
A A A
Syn i długo długo nic

Syn i długo długo nic (Fot. Shutterstock)

"Wedle niektórych, istnieje takie stwierdzenie jak "córunia tatunia". Taki odpowiednik określenia "maminsynek". Z jednej strony nie mogę się z tym zgodzić. Mój syn jest najwspanialszym facetem na świecie. Z drugiej jednak... pomogę mojej córce w wyborze przyszłego męża."

Zwykle mogliście przeczytać tutaj felietony Łukasz Guzickiego. Jednak oprócz zdawkowej informacji przy nazwisku - "młody tata Mai i Szymona" - nie wiecie o nim zbyt dużo. Poprosiłem więc autora o przygotowanie kilku słów o sobie:

"Rocznik 1988. Ojciec dwójki dzieci, Polak, szczecinianin. Nałogowy fan dobrej muzyki, dobrej kawy i dobrego wina. W wolnych chwilach, które obecnie nie istnieją, lubi obejrzeć siatkówkę i snooker - koniecznie na wysokim poziomie."

Przyznam się szczerze, że ten opis, choć brak tu zaskakujących czy szokujących informacji, zrobił na mnie spore wrażenie. No bo Łukasz we wcześniejszych tekstach pisał tak:

"Chwila stresu i po pół godzinie zobaczyłem swojego pierworodnego. Wszystkie wątpliwości zniknęły! Kiepski jestem w odnajdywaniu podobieństw u niemowląt, ale mogę się założyć, że trochę podobny do mnie był. Nie tylko wtedy, gdy spał jak kamień."

Albo tak:

"Wedle niektórych, istnieje takie stwierdzenie jak "córunia tatunia". Taki odpowiednik określenia "maminsynek". Z jednej strony nie mogę się z tym zgodzić. Mój syn jest najwspanialszym facetem na świecie. Z drugiej jednak... pomogę mojej córce w wyborze przyszłego męża."

Co w tym szokującego? Choć trochę się z Łukaszem znamy, w świecie internetowej publicystyki - że tak to górnolotnie nazwiemy - jawił mi się wyłącznie jako "młody tata Mai i Szymona". Teraz jest również facetem z rocznika 1988. A więc prawie mojego. Też lubię obejrzeć sport na wysokim poziomie: najlepiej mecze ukochanego Realu Madryt. Łukasz ma dwójkę dzieci, w tym ukoronowanie ojcowskiej kariery - syna. Ja - wyłącznie PlayStation, w dodatku tylko z jednym padem, bo drugi się zepsuł. Czy gdzieś zaspałem? Gdzieś się spóźniłem?

Od dawna w społecznej świadomości funkcjonuje powiedzenie, że prawdziwy mężczyzna musi wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. O ile na pierwsze dwa zadania zwykle przymyka się oko, o tyle ostatnie wciąż - choć często mimochodem - jest realnym wyznacznikiem męskości. Czy w takim razie fakt, że ja potomstwa mieć nie zamierzam (a przynajmniej tak mi się zawsze wydawało), sprawia od razu, że zostanę wykreślony z elitarnego klubu samców alfa?

Dosłownie kilka dni temu spotkałem się z kolegą ze szkolnej ławki. Już dawno ożeniony, wyczekuje pierwszego dziecka. Córeczki. Choć widać, że prawdopodobnie jest najszczęśliwszym facetem na ziemi, po którymś kieliszku wódki przyznał, że wolałby syna. Gdy natomiast pierwszy kolega z naszej podwórkowej paczki został ojcem - córki, a jakże! - wszyscy znajomi gorąco mu gratulowali, choć dopytywali zwykle: "Ty, a nie wolałbyś Krzyśka juniora?".

Zastanawiam się, skąd się to bierze. To przeświadczenie, że dopiero syn jest męskim opus magnum. Naprawdę wciąż drzemie w nas aż tak duże dziecko, że marzymy o pierworodnym, z którym będziemy mogli grać w piłkę, jeździć na gokartach? Czy może aż tak szybko dorośliśmy, że jak ten dojrzały mężczyzna za cel stawiamy sobie wychowanie odpowiedzialnego, prawdziwego faceta? Choć wszyscy wokół pocieszają samotnych kawalerów, w pewnym momencie można wyczuć nienachalną presję.

Przygotowano na ten temat mnóstwo mniej lub bardziej fachowych sążnistych rozpraw, ale to Łukasz - w jednym z wcześniejszych tekstów - doskonale oddał, co współcześnie znaczy być prawdziwym mężczyzną. Oczywiście będzie o synu, ale inaczej, bo napisał:

"No i trzeba przyznać, że przy córce jestem miękki jak cholera. Bardziej przejmuję się każdym kęsem czegoś innego niż jedzenie, wzdrygam się na jęk czy płacz. Przecież to taka kruszynka... Taka bezbronna mała kobietka. Nie dam nikomu jej skrzywdzić. Czy to czyni mnie słabszym facetem? Sprowadza mnie do ciapowatych i nadwrażliwych mężczyzn? Jestem za synem całym sobą, żeby nie było, ale od dawien dawna uczono, że kobiety to słabsza płeć. Trzeba o nią dbać."

Nieprawda, że każdy facet powinien spłodzić syna. Sztuką jest stworzenie takiej relacji z dziećmi, jaka bije z powyższych cytatów. Płeć nie ma tu nic do rzeczy, no chyba, że chcemy dalej tkwić w nic nie wnoszących stereotypach.

Nie wiem, jak wy, ale ja czuję się zainspirowany. Nawet jako zdeklarowany "wieczny chłopiec". Na nic zdały się powszechnie utarte opinie, czy nawet żartobliwe naciski. Najlepszym motywatorem do czegokolwiek, są po prostu osobiste doświadczenia i szczerość. Bo dopiero one uświadamiają, że choć człowiek może rzeczywiście zaspał, może rzeczywiście jest spóźniony, ale wciąż może zdążyć.

Tutaj miał być dziś tekst Łukasza. I w pewnym sensie jest. Bo gdyby nie jego wcześniejsze słowa, zapewne gapilibyście się teraz w pustą stronę z shutterstockowym zdjęciem. Dzięki, chłopie, pozdrów Szymona!

Kuba Dobroszek, Logo24 Współpraca: Łukasz Guzicki