Czy pies to dobry przyjaciel dla dziecka?

Kamil Polny
10.02.2017 10:26
A A A
Pies

Pies (Fot. Kamil Polny)

Na przestrzeni ostatnich lat zdarzało mi się przeczytać nagłówki typu "odnaleziono dziecko, które wychowały zwierzęta". Są to przypadki kiedy doszło do zaniedbania przez rodziców lub gdy ich z jakichś przyczyn zabrakło. Była na przykład dziewczynka wychowana przez psy, zamiast mówienia, za swój język uznawała szczekanie. Z kolei Oksana z Ukrainy została opuszczona przez swoich opiekunów w wieku dwóch lat. Znalazła schronienie w gospodarstwie w którym był kojec z psami. Tam dziewczynce udało się przeżyć sześć lat w pełnej symbiozie z czworonogami. Dziś Oksana przebywa w klinice, gdzie pracuje ze zwierzętami.

Zwierzęta i dzieci działają na podobnych schematach. Oczywiście upraszczając całe zagadnienie. Posługują się komunikacją werbalną, powtarzają lub naśladują. Najważniejsze jest dla nich zaspokojenie  podstawowych potrzeb fizjologicznych takich jak jedzenie, picie, potrzeby zachowania higieny, a także potrzeby bezpieczeństwa.

Dziecko które potrafi się przystosować, jest akceptowane przez stado. Później zaczyna być przez nie wychowywane. Krąży legenda o dziewczynce, którą porwały wilki. Podobno po dwudziestu latach podobno ludzie widzieli kobietę karmiącą młode wilki. Tyle tytułem wstępu. Trochę fantazji, trochę prawdy. Kto w dzieciństwie nie marzył o super-psie?

Co na to uczeni?

PiesPies Fot. Kamil Polny

Pies od zarania dziejów był blisko człowieka. Szybko stał się też przyjacielem całych rodzin. Ale czy pies to dobry przyjaciel dla dziecka? A brud, zarazki - przecież jesienią psy to chodzące błotne kule? A poza tym może być duży i ciężki. Jak w najstraszniejszych snach naszych babć: pies skoczy na dziecko i stanie się nieszczęście…


Na szczęście jednak takie opinie odchodzą w zapomnienie, a na ich miejsce przychodzą zupełnie inne. Pozytywne opinie wygłaszają szczególnie lekarze. A mówią oni, że dzieci mające kontakt ze zwierzętami od urodzenia, znacznie rzadziej są alergikami lub zdecydowanie rzadziej chorują na choroby górnych dróg oddechowych. W porównaniu z dziećmi wychowywanymi bez psów, posiadacze czworonożnych przyjaciół są bardziej odporni, bardziej aktywni fizycznie i żyją dłużej. Choć jeśli masz dwoje dzieci, dwa psy, dwa koty i żonę, to jest szansa, że zwierzęta nie zawsze zadziałają kojąco. Wypada myśleć racjonalnie. 

Jak z psem żyć ?

PiesPies Fot. Kamil Polny

Dzieci podświadomie wykazują chęci do kontaktu z psami. Uwielbiają je głaskać i przytulać się do nich. Intuicyjnie wiedzą, że to bliskie im istoty.

Na początkowych etapach rozwoju dzieciaki uczą się relacji. Dotyczy to także relacji między nimi, a zwierzętami.

Uczą się jak dbać o siebie, a także jak dbać o swojego przyjaciela. Uczą się szacunku do niego oraz do przestrzegania zasad. Pod naszym czujnym okiem jesteśmy w stanie szybciej nauczyć dziecko okazywania emocji. Nasze pociechy dowiadują się, że niektórych rzeczy psy nie lubią, niektóre sprawiają im ból, a inne radość. Małymi krokami uczymy w ten sposób samodzielności. Pomaganie w opiece nad psem to spora lekcja zaradności i odpowiedzialności. 

Maluchy muszą pamiętać o spacerze z psem, o daniu mu jeść i pić. Widzą, że czasem trzeba iść z psem do lekarza, widzą też zachodzące w nich zmiany. Psiaki rosną i z czasem się  starzeją. Ba, to śmierć zwierzaków bywa pierwszym pretekstem do poruszenia tematu umierania i śmierci.

Wielu pewnie powie, że nie chce mieć psa, bo dziecko się do niego przywiąże, pies umrze i będzie rozpacz. Przemijanie zdecydowanie nie jest przyjemnym tematem. Nikt nie lubi myśleć o tym, że ktoś bliski kiedyś od nas odejdzie. Ale czy w związku z tym mamy rezygnować z możliwości na przeżycie pięknej przyjaźni?

Dzieciaki nauczą się jak wygląda cykl życia. Zobaczą na własne oczy przemijanie, nauczą się też, że na starszych trzeba uważać, dbać o nich bardziej i troszczyć się. Zwierzęta dają nam najbardziej naturalną lekcję biologii. Wystarczy tylko być obok i obserwować.

Smok i chłopiec...

PiesPies Fot. Kamil Polny

W naszym domu pies był od zawsze, jeszcze zanim pojawiły się z nami dzieci. Pierwsza była mała suczka, o której marzyła moja żona. Mały maltańczyk, którego trzeba było kąpać, czesać i nosić w torebce. O ile ich przyjaźń była wielka, to przyjaźń dzieci z małym psem praktycznie nie istniała. Malta (bo tak oryginalnie nazwała ją żona) była zakochana tylko w żonie. Za to naszych dzieci delikatnie mówiąc nie lubiła. A my to szanowaliśmy i staraliśmy się uczyć dzieci, żeby były dla niej delikatne. A najlepiej żeby wcale nie wchodziły jej w drogę.

Potem pojawił się sir Baron. Dużego psa chciałem mieć ja. Żona znalazła go na stronie internetowej okolicznego schroniska. Był piękną białą kulką, którą ktoś w styczniową noc przywiązał do płotu.

Biorąc pod uwagę jego łapki wyglądające jak wielkie słupy, wiedzieliśmy, że będziemy mieć do czynienia z wielkim psem. Długo dyskutowaliśmy czy damy radę i co będzie za pięć czy dziesięć lat. Chcieliśmy podejść do sprawy odpowiedzialnie.

Przyjmowaliśmy pod dach istotę, z którą będziemy dzielić swoje życie.

Baron od początku był szalonym małym skurczybykiem, który gryzł wszystko i wszystkich dookoła.

Ostre szpilki zamiast zębów nie ułatwiały dzieciom nawiązywania z nim przyjaźni. Wiele ubrań i zabawek uległo niestety psio-degradacji.

Mijały miesiące, Baron rósł, chodził też do psiego przedszkola, żeby nabrać trochę rozumku. Powoli zaczął się uspokajać. Coraz bardziej rozumie, że dzieci to nie pionki do zbijania, a ich jedzenie na stole to nie jego miska. Nadal ma jednak problem z tym, że już nie mieści się w naszym fotelu. Czasami potrafi zapomnieć, że waży tyle co dwoje dzieci na raz.

Aż pewnego dnia… PYK!

Wstałem rano, wszedłem do salonu gdzie jak zwykle syn oglądał bajki. Tak było i tym razem. Jednak tym razem towarzyszył mu pies. Nie tak jak zwykle. Nie skakał na niego, nie podgryzał, nie drapał.

Byli sami. Był spokój w domu. Pięknie razem odpoczywali. Takie obrazki mogliśmy obserwować coraz częściej. Co ciekawe, to głównie z synem Baron się zaprzyjaźnił.

Tylko jemu pozwala się na sobie położyć, tylko przy nim jest spokojny. Syn oswoił smoka.

Nasze dzieci zaczęły też mieć potrzebę rozweselania psa. Pocieszania go. Wiedzą, że nie wolno go budzić, ani tym bardziej przeszkadzać podczas jedzenia. Znają jego szaloną duszę i wiedzą, kiedy trzeba zachować się spokojnie.

Ale najpiękniejsze jest to, że możemy zaobserwować jak nawiązuje się relacja między dzieckiem, a psem. Jak uczą się siebie nawzajem. Jak jedno wie czego drugie nie lubi. Owszem czasem dla zabawy naginają te granice, ale zawsze w granicach rozsądku.

Wystarczy chwila rozłąki i dzieci już za nim tęsknią. Cieszą się jak wracają do domu, bo on tam będzie. Mogą znowu go wycałować i nazwać swoją mordeczką.

Wiadomo, że to proces i nic samo się nie dzieje. Wychowując w domu własnego smoka, pamiętajmy, żeby być odpowiedzialnymi rodzicami i jednak choćby z daleka, ale kontrolować całą sytuację. Z szacunkiem dla szaleństwa obu stron, które jak sami wiemy są czasami nieobliczalne.

Pies to zdecydowanie najlepszy kumpel dziecka, spowiednik duszy i kompan szalonych zabaw. Pies jest jedyną istotą na świecie, która bardziej kocha Ciebie niż samego siebie.