Nasza rodzina: Mama i ja.

Kamil Polny
05.01.2017 14:23
A A A
Nasza rodzina

Nasza rodzina (Kamil Polny)

Odejście ojca nie miało na mnie specjalnego wpływu, bo ja go nigdy nie miałem, tak naprawdę. To znaczy miałem. Raz. Przez moment. Od chwili kiedy usłyszał od mamy: "Jesteś ojcem" do dnia kiedy olała go i zerwała z nim wszelkie kontakty. Miałem wtedy rok, może kilka miesięcy. Mama nigdy nie opowiadała wiele na ten temat. Ja też nie wnikałem, nie chcąc rozdrapywać starych ran, bo po co?

Moje pojęcie o rodzinie nie zawierało terminu „ojciec”. Byli dziadkowie ze strony mamy i mama we własnej osobie. I tak szło odkąd pamiętam. Nie narzekałem na nic. Niczego mi nie brakowało. Miałem spoko dzieciństwo. Po lekcjach lądowałem u babci na obiedzie, skąd odbierała mnie mama i razem jechaliśmy na drugi koniec miasta do domu. Mama zawsze dużo pracowała. Jest lekarzem. Zawsze na dwie zmiany. Jakieś dyżury. 

Wskutek jej starań nigdy właściwie nie brakowało mi ojca. Kiedy w domu trzeba było wykonać męską robotę, do pewnego czasu pomagał nam wujek. Przykręcić, wywiercić, zawiesić, wykaflować łazienkę, naprawić auto itd. 

Przecież wszystko gra

Dorastałem tak w miłym przeświadczeniu, że ojciec nie jest do niczego potrzebny. Zwłaszcza, jeśli mama sama zdecydowała, że nie chce mieć z nim związku. Przynajmniej nikt nie kłócił się w domu, czego bywałem świadkiem w osiedlowej codzienności.

Pewnego dnia przyszła mi w końcu do głowy ta myśl, żeby ojca odnaleźć. Choć nie tyle odnaleźć, co spotkać, bo dzięki mamie nie miałem problemu z namierzeniem go. W dobie Internetu wystarczyło nazwisko, jego profesja i 5 minut. Szybko go zlokalizowałem. 
Potem jeszcze raz zastanowiłem się nad zasadnością tego kroku. 

Nasza rodzinaNasza rodzina Kamil Polny

Czy w ogóle warto? Po co to wszystko komplikować? Co z tego wyniknie? Lepiej się poczuję? I zanim odpowiedziałem sobie na którekolwiek z pytań, pukałem już do drzwi jego gabinetu. On też lekarz. Poznałem go. On mnie chyba też… No, jesteśmy do siebie cholernie podobni. Mógłby wtedy  powiedzieć: „Nie dziękuję, my już mamy – jakiś facet z lustrem”. 

W głębi ducha liczyłem trochę na to, że człowiek z moimi genami przejmie inicjatywę, kiedy mnie zobaczy i zachowa się odpowiednio do sytuacji. Tak, jak zachowuje się każdy człowiek, kiedy pukają do drzwi jego geny. Czyli jak? 

W tamtym momencie dałem się jednak ponieść emocjom. Emocjonalny jestem po mamie. Lekko się zdenerwowałem i zanim ojciec zdążył zagrać zaskoczenie moją wizytą, wypaliłem jakąś głupotę w stylu: „ Dzień dobry, tato”.

Spodziewane zaskoczenie zmieszało się z nieporozumieniem, zdumieniem, zakłopotaniem i lekkim zażenowaniem. Przyjrzał mi się z uwagą i zapytał, czy dobrze się czuję i czy nie przyszedłem przypadkiem na diagnozę urazu głowy, bo neurolog jest obok…
Cóż. Tak właśnie wyglądało moje pierwsze i w zamierzeniu ostatnie spotkanie z ojcem, jako takim.
Zobaczyłem go. Istnieje. Wygląda całkiem nieźle. I jak będę miał szczęście, to się ładnie zestarzeję. 
To wszystko. Nie oczekiwałem wiele po tym spotkaniu. Myślałem, że wybierzemy się na kawę. Może piwo. Heh. W prześmiewczych myślach wyobrażałem sobie, że gramy w piłkę. Doświadczenie zaliczam do neutralnych i wzbogacających. 

Nauczyłem się wtedy, że w ekstremalnych sytuacjach, w jakich człowiek czasem się znajduje, nie można liczyć na spodziewany obrót wydarzeń.

Nie wolno założyć, że coś pójdzie po naszej myśli. Trzeba się ubezpieczać. Analogii można by szukać w skoku ze spadochronem. Zapasowy nie jest po to, żeby spadać szybciej w dół. 

Po latach oswoiłem się z rzeczywistością

Dziś po latach, kiedy z dystansu patrzę na okres mojego dojrzewania mogę stwierdzić, że w pewnym stopniu odczułem brak wzoru męskiego w domu. Mama otoczyła mnie wielką troską i superparasolem. Uprzedzając każdy fakt i najgorsze zdarzenia, przestrzegała mnie zawsze przed głupimi wybrykami, których nie powstydzili się moi rówieśnicy. Wychowała mnie na emocjonalnego pacyfistę, który woli odstąpić, niż zaostrzać konflikty. Czasami ciężko mi nawet podjąć decyzję, bo boję się, że wybiorę źle. No. Analogii dla tego stanu można by szukać w szafie z czterema parami butów. 

Nasza rodzinaNasza rodzina Kamil Polny

Ale dobrze mi z tym. Nawet cieszę się z braku tych typowych dla samców alfa cech. Często bywają one zapłonem do głupich i niepotrzebnych posunięć. Koniec końców, nie mam ojca i jakoś sobie radzę. Może mógłbym dorastać w kompletnej rodzinie, ale gdyby ojciec okazał się dupą, byłby tylko gorzej. Tak jest lepiej.

To historia mojego przyjaciela, który zgodził się powiedzieć co czuje opuszczone dziecko, będąc już dorosłym. Tak to sobie wyobrażałem. Dokładnie tak. Znam też niestety historie, gdzie dzieci nie miały tak rozgarniętej mamy lub tam gdzie dzieciaki nie ujeżdżały presji i braku autorytetu.

Historia z perspektywy dziewczyny

Klarę wychowywała Mama. Tata odszedł do innej, kiedy Klara była niemowlakiem. Może i dobrze zrobił, bo zdradzał i bił Mamę Klary. Córka już nigdy potem go nie spotkała. Ale on zostawił jej spory bagaż. Ciężki.

Kiedy dziewczynka dorastała, wydawało jej się, że temat ojca nie istnieje. Myślała, że nie jest jej potrzebny do szczęścia. Tłumaczyła sobie, że przecież jak się czegoś nie ma, to nie czuje się straty. Jednak w miarę dorastania podświadomie szukała.

Szukała kogoś wyimaginowanego. Szukała mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa. Wysoko postawiona poprzeczka sprawiała, że jej związki rozpadały się, mężczyźni nie wytrzymywali presji. Nie byli w stanie dać tego, co chciała Klara, bo Ona była silniejsza od nich. Sama stanowiła swoje królestwo.

Nasza rodzinaNasza rodzina Kamil Polny

Mijały lata, a Klara popadała w coraz to głębszą depresję. Rozstała się z mężem w dokładnie taki sam sposób, jak jej matka. Od dziecka budowała pancerz ochronny, który dawał jej bezpieczny schron. Schron, który powinien dać tata.

Wydaje się, że nic nie boli. Ale krawi.

Odejście ojca jest bezwzględnie traumą dla dziecka. Czymś, co albo będzie przez całe życie po cichu dawać znać, albo kiedyś po prostu porządnie wybuchnie. Opuszczenie powoduje szereg następstw tragicznych dla psychiki dziecka. Dzieci obwiniają się. Dziewczynki uważają, że jak będą grzeczne, będą dobrze się uczyć, będą ładne, miłe to Tata to doceni i wróci. Bo zasłużą wreszcie na to.

Uważają, że skoro od nich odszedł, to musiały coś robić źle. Że ta druga rodzina jest lepsza. Dosyć wcześnie szukają aprobaty u mężczyzn, szybciej wchodzą w poważne związki, są zaborcze, działają bez skrupułów, a wszystko po to, żeby tylko znowu nie zostać porzuconymi. Dzieci opuszczone przez ojców także szybciej się rozwodzą.

To tak zwana samospełniająca się przepowiednia. Często nie zdają sobie sprawy, że brakuje im fundamentów określających kim są, jaki był ich początek. Dziedziczą samotność. Są charaktery, które przekuwają to w siłę, ale nie oszukujmy się - nie wszystkie.

Nie łatwiej znoszą to chłopcy, którzy tracą wzór męstwa do naśladowania. Męstwa w rozumieniu ochrony, szacunku, obrony i zasad. Młodzi mężczyźni poszukując tych wartości często trafiają do złych źródeł. Środowisko raczej nie daje dobrego wzorca mężczyzny-ojca.

Badania prowadzone od lat 60-tych na Oksfordzie dowodzą, że chłopcy mający dobry kontakt z ojcem, lepiej się uczyli, nie mieli problemów z prawem, a w późniejszych latach mają większe szanse na udane związki małżeńskie. Ci zaś, którzy zostali przez niego opuszczeni częściej przejawiali skłonności homoseksualne. Nie wiem jakie powiązanie ma jedno z drugim, ale w jakiś sposób musiało wyniknąć to z badań.

 Czy możemy tak generalizować?

Przecież nie każda dziewczyna wychowywana przez ojca, zachodzi wcześnie w ciążę i nie każdy chłopiec wychowany przez mamę staje się degeneratem. Pewne jest natomiast, że brak ojca gromadzi potrzeby z nim związane idealistycznie. Dorośli na terapiach mówią o wstydzie w jakim żyli z powodu odejścia ojca. Są nieprzystosowani do życia w związku nie mając wzorca w domu. Obawiają się zawierać poważne związki, gdyż nie wiedzą, co ich czeka.

Tata w pracyTata w pracy Kamil Polny

 Lepsza śmierć niż opuszczenie?

To straszne, ale dla naszego zdrowia psychicznego okazuje się, że siła opuszczenia tworzy gorsze i dłuższe przeżycia niż smierć bliskiej osoby. Po stracie jesteśmy przez jakiś okres w żałobie, mocno przeżywamy, natomiast później jesteśmy w stanie zrozumieć, wybaczyć i pogodzić się ze stratą.

Z odejściem mamy jednak większy problem. Te uczucia ciągną się za nami przez całe życie, odbijając się czkawką w rożnych momentach. To jak strachy z szafy, o których starasz się nie myśleć, a jednak nagle wyskakują paraliżując cię.

Mama-tata

W tym kręgu jest też drugi poszkodowany. Kobieta. Matka, która zostaje na posterunku. Sama, zraniona, przerażona i zatroskana o przyszłość dzieci. Ta sytuacja odbiera jej możliwość bycia delikatną, kochającą i spokojną, zaś zmusza do bycia silną i twardą, czy tego chce czy nie.

Często zmęczona, starając się zastąpić dzieciom ojca mama, która nie chce pokazywać, że jej życie się rozpadło, że nie daje rady, że już nie chce dalej tego ciągnąć. W tym wypadku nie ma wyjścia. Bierze na swój garb odpowiedzialność za dzieci i ich życie. Jest Mamą w spodniach. Może nie przytula tak często i szybko się denerwuje, ale za to dzieci mają co jeść i mają też dach nad głową.

Te matki oddają całe swoje życie, nie ma w nich miejsca na nie same.

Drogi przyszły i obecny Tato

Zatrzymaj się na chwilę, przypomnij sobie swoje dzieciństwo. Jakie było? Jaki był Twój ojciec? Pomyśl, czy byłeś szczęśliwy, czy nadal jesteś? Gdzie jest teraz Twój ojciec? Chciałbyś, żeby był inny? Postanowiłeś, że Ty będziesz lepszy? To bądź! Masz tylko jedną szansę.