Poradnik bliźniaczego gadżeciarza, czyli wszystkie rzeczy, których (nie) potrzebujesz dwóch

Piotr Mikołajczyk
12.10.2017 17:44
A A A
Rodzicielskie gadżety

Rodzicielskie gadżety (Fot. iStock)

Rodzic bliźniaków jest jak chory żołnierz z "Paragrafu 22" - wszystko widzi podwójnie. Przynajmniej do czasu.

Adam Małysz myślał tylko o dwóch (równych) skokach, a rodzic bliźniaków myśli, że wszystko musi mieć podwójne, przynajmniej na początku. I w niektórych przypadkach ma rację. Ale tylko w niektórych. Nie będę pisał tylko o gadżetach, bo tych wbrew pozorom nie ma wielu. Nie będę też pisał o tym, że dziecko trzeba ubrać (więc konieczne są ubranka i pamiętajcie - dzieci rosną), trzeba pielnęgnować (więc przydają się różne kosmetyki) oraz przydaje mu się mleko, więc jeśli nie umie jeszcze ssać piersi, to konieczny będzie laktator (w przypadku bliźniaków będzie konieczny, elektryczny, może być podwójny, ale nie musi). Oraz butelki (nie zdziwcie się, jeśli konieczne będzie testowanie różnych modeli i skończycie z szufladą pełną butelek, które dzieciom nie pasowały).

Napiszę za to o kilku przedmiotach, nad zakupem których trzeba lub warto się pochylić. I niekoniecznie rzucać się od razu w wir podwójnych zakupów. Ta historia zaczyna się anegdotycznie i nietypowo...

Łóżeczka

Kilka tygodni temu sprzedaliśmy łóżeczko. Na szczęście tylko jedno, bo przed urodzeniem dzieci kupiliśmy tylko jedno wychodząc z założenia, że chłopcy pomieszczą się w nim we dwóch. Tym bardziej, że wcześniej w sporej bliskości spędzili blisko dziewięć miesięcy i utrzymanie tej bliskości może zmniejszyć ich dysonans poznawczy. Przestrzeni okazało się na tyle dużo, że mogliśmy też trzymać na podorędziu sporo niezbędnych dla dzieci utensyliów, takich jak tetrowe pieluszki, butelki, smoczki, którymi nie byli zainteresowaniu etc.

Sielanka potrwała jakieś trzy miesiące, bo mniej więcej po tym czasie chłopcy uznali, że zdecydowanie wolą spać z rodzicami. Do łóżeczka już nie wrócili. Przez jakiś czas zgadzali się w nim posiedzieć i pobawić, kiedy pilnujący ich rodzic musiał zrobić coś ważnego i pilnego, np. znieść wózek przed spacerem, przygotować ubranka albo iśc do łazienki. Później łóżeczko służyło już wyłącznie jako magazyn rzeczy różnych i czasem legowisko dla kotów, w związku z czym uznaliśmy, że dalsze trzymanie go nie ma sensu. Koty nam wybaczyły. Oczywiście, kiedyś dzieci zaczną spać same i wtedy łóżeczka trzeba będzie kupić. Oczywiście, nie wszystkie dzieci (choć chyba niemało) kategorycznie odmawia spania w łóżeczku. Oczywiście, w tej sytuacji rodzic bliźniaków w końcu będzie zmuszony dopkupić drugie, bo po kilku miesiącach dzieci w jednym przestną się mieścić. Jeśli jednak dopiero spodziewacie się bliźniaków, nie kupujcie dwóch łóżeczek. Rodzice bliźniaków mają - serio - dość innych sposobów na zagracanie przestrzeni i wydanie pieniędzy.

Wózek

To był jeden z dwóch najdłużej i najpoważniej rozważanych przez nas zakupów. Ze względu na wielość wariantów, ale też ze względu na cenę. Wózek to jedna z największych inwestycji, na które musi przygotować się rodzic bliźniaków. Ceny spokojnie sięgają kilku tysięcy złotych i rzadko chcą schodzić poniżej dwóch, więc namysł jest niezbędny.

Niezbędna moim zdaniem jest też wizyta w sklepie, o ile jest to tylko możliwe. Nie ma sensu jednak wybierać się do największych nawet marketów z rzeczami dla dzieci, ponieważ w wielkiej różnorakości wózków znajdzie się zapewne zaledwie kilka bliźniaczych (prędzej dwa niż osiem) i niekoniecznie wartych uwagi. W Warszawie sklepy z wózkami dla bliźniaków znam dwa i warto kóryś z nich odwiedzić po to, żeby na własne oczy i przede wszystkim ręce sprawdzić z czym przyjdzie się mierzyć. W takim sklepie miejsca będzie na tyle mało, że będzie okazja przetestować manewrowanie w wąskich przestrzeniach, czyli coś, z czym przyjdzie się potem zmagać przez długie miesiące użytkowania wózka. Taka szybka rundka pozwoli też ocenić różnice między wózkiem, w którym dzieci są obok siebie i takim, w którym siedzą jedno za drugim. Warto też dokładnie dopytać o parametry wózka, szczególnie szerokość. I zmierzyć drzwi w mieszkaniu, żeby nie czekała nas po złożeniu przykra niespodzianka. Warto też spróbować, jak wózek się podbija i jak da się nim wtedy manewrować. Uwierzcie mi, będziecie to potem robić znacznie częściej, niż się wydaje.

Na koniec, jedna ważna uwaga. Bliźniaczy wóżek potrafi być kosztowny, ale też jest to jedna z rzeczy, na których nie warto oszczędzać. Warto kalkulować, sprawdzać ceny w kilku sklepach (to potrafi oszczędzić nawet kilkaset złotych), ale koniec końców chodzi o sprzęt, z którego będziecie korzystać dzień w dzień przez nawet kilka lat w przypadku wózków 2 w 1 (najpierw gondolki, później spacerówka).

Foteliki samochodowe

Drugi z pocisków, który może zrobić pokaźną wyrwę w budżecie. Cena fotelików (szczególnie jeśli kupujemy takie montowane w bazach isofix) spokojnie może osiągnąć kilka tysięcy złotych. O ich zakupie można spokojnie napisać cały tekst i niejeden już napisano, dlatego nie będę próbował w dwóch akapitach ich wszystkich streścić. Napiszę raczej o tych elementach, które mnie zaskoczyły. Pierwszy: foteliki dobiera się do samochodu. Nie tylko konkretnego modelu, ale konkretnego egzemplarza, dlatego najlepiej pojechać w miejsce, w którym można foteliki przymierzyć i w którym obsługa faktycznie zbada, czy nasz wymarzony pięciogwiazdkowy (skala bezpieczeństwa) model daje się zamontować zgodnie z wymogami bezpieczeństwa.

Dylematy dalsze obejmują: czy kupujemy foteliki z bazami isofix? To poważna decyzja, bo koszt baz jest zbliżony do kosztu samych fotelików (co oznacza zakupy podwójne, czyli w przypadku bliźniaków poczwórne). Jeśli tak, to czy bazy obsłużą więcej niż jeden rozmiar fotelika, czy przy starszych dzieciach będzie trzeba wymieniać i jedno i drugie. Zaleta jest taka, że przy takich bazach zmniejszamy koszt, wada: przywiązujemy się do marki i modelu.

Jako człowiek dotknięty paranoją i szczególnie nieufający polskim kierowcom, nie ograniczałem budżetu na foteliki. Na szczęście, nie miałem możliwości przetestować na ile faktycznie chronią dziecko i mam nadzieję, że nic się w tej materii nie zmieni. A jednak nawet przez sekundę nie żałowałem wydanych pieniędzy. A że zbliża się moment wymiany (właściwie, ten moment już nastąpił), to już teraz nie zamierzam żałować pieniędzy, które wydam za chwilę.

Chusta

Żeby wziąć dziecko na ręce trzeba, zaskoczenie, mieć wolne ręce. Chusta pozwala nosić dziecko i nadal mieć wolne ręce. Na przykład po to, żeby wciąć na ręce drugie dziecko. Nie będę udawał eksperta, bo z doświadczenie z chustami mam niewielkie i nigdy nie udało nam się na stałe włączyć do naszego repertuaru, ale ich zalety są niepodważalne. W odróżnieniu od nosidełek w chuście można nosić dzieci, które nie trzymają jeszcze główki, w związku z czym nie musimy czekać kilku miesięcy aż zwolnią nam się ręce. Ich wadą jest to, że na początku są onieśmielające i wymagają wprawy. Przydaje się osoba, która wiązań nauczy i o chustach trochę opowie, ale znalezienie dobrej doradczyni chustowej nie powinno być większym problemem.

My zabraliśmy się za chustowanie dość późno i nie starczyło nam cierpliwości, ale patrząc na doświadczenie znajomych rodziców bliźniaków - kiedy się już wprawy nabieże, wiązanie chusty zajmuje dosłownie kilka minut i - tadam - trzymamy dziecko przy sobie, a jednocześnie mamy wolne ręce.

Zaleta chusty jest jeszcze taka, że w przypadku dwojga rodziców można przemieszczać się bez konieczności zabierania wózka. A gabaryty bliźniaczego wózka są takie, że rodzic szybko doceni możliwość przemieszczania się bez niego. Chusty ułatwiają też usypianie dzieci, które ciasno i bezpiecznie opasane, a jednocześnie przytulone do rodzica śpią jak dzieci. Przy bliźniakach to sytuacja korzystna, bo nie zawsze dziecko można uśpić przy piersi i mleku. Szczególnie, kiedy za usypianie bierze się ojciec.

Istnieje też możliwość jednoczesnego chustowania dwojga dzieci. Ale o tym nie powiem nic więcej. Wiem, że taka możliwość istnieje, poznałem osobę, która to potrafi (dziwnym nie jest, bo to doradczyni chustowa), ale to wszystko, co wiem na ten temat.

Ceny dobrych chust to okolice 200 złotych, choć tańsze istnieją. W przypadku chusty ważny jest odpowieni splot, który pozwoli na dobre jej dociągnięcie, dlatego też przed zakupem warto skonsultować się z kimś, kto się zna. Można szukać chust używanych - mają te zaletę, że są już "złamane", czyli są mniej sztywne niż nowe chusty, ale też ich cena nie spada jakoś bardzo w stosunku chust nowych.

Nosidło

Na chustowanie nie starczyło nam cierpliwości, bo zabraliśmy się za nie mając kilkumiesięczne dzieci i nie minęło dużo czasu aż mogliśmy korzystać z nosidełek. I wszechświat wolnych rąk otworzył się przed nami bez konieczności pamiętania, że chustę należy układać "na rycerza jedi", a nie "na biskupa".

Zalety nosidełek są podobne, jak w przypadku chust - mamy wolne ręce - to raz. Jeśli jesteśmy we dwoje, możemy dziecko nosić przy sobie bez konieczności zabierania wózka. Również w nosidełku da się uśpić dziecko, co przy bliźniakach, kiedy tylko jedno z dzieci może usypiać u mamy, może mieć niebagatelne znaczenie. A z ciekawości wpisałem w wyszukiwarkę, czy jedna osoba może w dwóch nosidełkach nosić dwoje dzieci. Może. Ale nie wiem, czy bym się odważył.

Ceny to kilkaset złotych. Razy dwa - może być niedaleko tysiąca. To oczywiście dużo. Z drugiej strony, jest to coś, czego przy bliźniakach używa się prawie codziennie. Na przykład na spacerze, żeby uśpić lub uspokoić dziecko i jednocześnie móc manewrować wózkiem, w którym siedzi/śpi drugie dziecko. My z nosidełek korzystamy bez przerwy i uważamy za rzecz błogosławioną.

Kojec

Dzieci, które zaczynają sie przemieszczać, zaczynają także się przemieszczać w okolice, które niekoniecznie są dla nich bezpieczne. W przypadku bliźniaków jest to o tyle niekorzystna sytuacje, że dzieci błyskawicznie nabierają umiejętności rozbiegania się w przeciwnych kierunkach. W tej sytuacji przydaje się coś, co pozwoli zamknąć dzieci w kontrolowanym i bezpiecznym środowisku. Na przykład drewniany kojec z bramką, najlepiej wyłożony miękkimi matami, na które można się przewracać bez obaw. A przerwracania się z pewnością będzie niemało, ponieważ ogrodzenie oznacza także coś, przy czym dzieci będą mogły ćwiczyć wstawanie. Koszt to mniej niż 200 PLN, a przynajmniej na jakiś czas jest to narzędzie pozwalające rodzicom zachować zdrowe zmysły, a dzieciom po prostu zdrowie.

Bramka

Odgrodzony, bezpieczny teren do zabawyOdgrodzony, bezpieczny teren do zabawy Fot. iStock

Po jakimś czasie przestrzeń ograniczona kojcem okazuje się dla przemieszczających się dzieci zbyt mała. Nasi chłopcy po tym, jak zaczęli chodzić, bardzo szybko zaczęli też testować bieganie i frustrowało ich, że zaraz po rozpędzeniu się musieli hamować. Mimo wszystko jednak chcieliśmy mieć kontrolę nad tym, gdzie się wybierają, dlatego w jednym z pokoi stworzyliśmy im możliwie bezpieczną przestrzeń, a resztę mieszkania odgrodziliśmy montowaną rozporowo na framudze bramką.

W przygotowywaniu bezpiecznej przestrzeni dla dziecka konieczne będą odpowiednie zabezpieczenia. Nie mają wyeliminować strat, bo to niemożliwe. Mają je minimalizować i to da się zrobić. Potrzebne jest wielkie naręcze osłonek na kanty mebli, zamknięć do szafek (z których dziecko niechybnie wyciągnie akurat to, co najpoważniej może mu zagrozić) czy zabezpieczeń do kontaktów.

Koszt to bramki to mniej niż 100 złotych, koszt innych gadżetów ochronnych to dodatkowe kilkadziesiąt, a możliwość utrzymania dzieci w bezpiecznym otoczeniu - bezcenna. Przynajmniej do czasu, kiedy dzieci nauczą się bramkę otwierać. Albo wchodzić w miejsca, o których zabezpieczeniu rodzice nie pomyśleli, ponieważ nie starczyło im wyobraźni. Jedno i drugie z pewnością prędzej czy później się zdarzy (prędzej).

Nawilżacz powietrza

Nawilżacz powietrzaNawilżacz powietrza Fot. iStock

Jedyny chyba nieoczywisty gadżet, który pojawił się w naszym mieszkaniu razem z dziećmi. W zimie pozwala utrzymać odpowiednią wilgotość w ponieszczeniu, w którym śpią dzieci, w lecie zresztą też, ale problem suchego powietrza jest mniejszy. Czy jest niezbędny? Nie, pewnie nie. Nie korzystamy z niego też non stop. Ale w sezonie grzewczym pracuje praktycznie co noc. Czy dzieci dzięki temu śpią lepiej? Cóż, nie dajemy im szansy, żeby pokazały, że mogą spać gorzej. Koszt to kilkaset złotych (chociaż raczej w 200-300 niż 800), więc nie namawiam. Ale też my tego zakupu nigdy nie żałowaliśmy.