Kim s± sportowi idole córek moich, czyli dlaczego nie jest nim boski Lewandowski

Bartosz Raj
12.07.2016 18:40
Dzieci

Dzieci (Bartosz Raj)

Je¶li wiesz kim byli Grubba, Marszałek i Marco van Basten, niechybnie jeste¶ w moim wieku. Łatwiej będzie Ci zrozumieć, dlaczego moim dziewczynom ¶rednio imponuj± dokonania Lewandowskiego, Kubicy czy Radwańskiej a najbardziej interesuje historia Armstronga.
Piszę ten tekst w momencie szczególnym. Właśnie zakończyło się całkiem udane dla Polski Euro 2016 w piłce nożnej. Celowo oceniam bez entuzjazmu, bo od porażki w rzutach karnych w ćwierćfinale z Portugalią, nie zobaczyłem na tym turnieju drużyny lepszej od Polski lub inaczej - takiej, której Polska nie miałaby szans pokonać. Więc żal, bo śmieszący kilka tygodni temu slogan "Polska mistrzem Europy" naprawdę nie był odległy od stania się hasłem w Wikipedii. Jest to też moment szczególny, bo właśnie dziś, tuż po zakończeniu Euro i rozpoczęciu wreszcie wakacji, tak zwane życie dobitnie nam pokazało, jak nieistotne są to emocje i zmartwienia, ta cała sportowa rywalizacja. I jak mało ważne staje się, czy moje Maja i Hania mają na kim się wzorować w świecie sportu, przez chwilę nawet zakładając, że jest człowiek na świecie sportem się parający, który dorównuje ekstremalnej determinacji mojej starszej córki, jak wiecie już z poprzednich tekstów jeżdżącej (chwilowo, nie mam wątpliwości) na wózku. Moment - znów powtórzę - szczególny, bo od trzech dni Hania nie je, Hanię nudzi, Hanię boli i tuż po informacji, że Portugalia mistrzem, ale to nie Cristiano Ronaldo strzelił, co obie solidarnie przespały, zdecydowaliśmy o szybkim jak Kubica w Montrealu zjeździe do Centrum Zdrowia Dziecka. Już w samochodzie Hania stwierdziła, że ona to za Ronaldo nie za bardzo, bo on ciągle sobie tylko włosy poprawia, ale Majka i owszem, go lubi. Także Lewandowskiego, który jej się rymuje z nazwiskiem rodzinki z telewizji i ładnie go w pełni określa - Boski. Kiedy pierwszy raz w życiu pomyślałem o sportowych idolach córki mojej, wtedy jeszcze jednej, Hania chodziła i do łba by mi nie przyszło, że z powodu choroby najbliżej jej będzie do walki Lance'a Armstronga, bynajmniej na nie trasie Tour de France. Pamiętam ten dzień doskonale, lub konkretniej - wpis ten. Zrobiłem zdjęcie i pokazałem je na blogu - Hania siedząca w kucki przed telewizorem i kolejne ujęcie z telewizora - Euzebiusz Smolarek w aureoli jupiterów na stadionie, na którym strzelił dwa gole Portugalii i Polska zbliżyła się do bodaj turnieju Euro, wtedy 2008. Hania nie mogła mieć więcej niż 2 lata wtedy, trzy przed diagnozą. Dla mnie to było doznanie absolutnie magiczne. Po kilkunastu latach szukania polskich idoli, nagle w jednym prawie czasie objawił się piłkarz niezwykły i mistrz ukochanej przez ojca Formuły 1, który najpierw się roztrzaskał, by po roku wrócić i wygrać Grand Prix w Montrealu, oraz artystka tenisa, która wkrótce miała walczyć w finale Wielkiego Szlema i doskoczyć do drugiego miejsca na świecie. Fenomenalne uczucie mieć po tylu latach przyjemność z kibicowania nie tylko wspaniałym sportowcom, ale też w dyscyplinach, które cały świat zauważa i docenia, masowych, powszechnych, globalnych. Nie, nie piszę tego dlatego, by sukcesy Małysza czy Stocha deprecjonować i na dowód muszę wymienić swoich pierwszych idoli, z dzieciństwa. Andrzej Grubba, mistrz tenisa stołowego, olimpijczyk, którym chciałem być za każdym razem, gdy ścinałem piłeczkę na świetlicy ośrodka wypoczynkowego. Waldemar Marszałek, którego wodny bolid podziwiałem z zapartym tchem stojąc ze swoim ojcem nad Wisłą. Marco van Basten, najlepszy napastnik świata. Kto nie chciał być van Bastenem na podwórku, no kto? Albo Roberto Baggio? One znają dzisiejszych bohaterów, ale nie ma w nich tego niezwykłego podniecenia, jakie towarzyszyło mi zarówno w dzieciństwie, jak i całkiem nie dawno. Może to dziwić w domu, w którym non-stop praca oznacza sport, a relaks oznacza granie lub oglądanie ciurkiem wszystkiego od biathlonu po kolarstwo. Czasem nawet przysiądzie jedna z drugą, by zapytać, czy Radwańska wygrywa. Młodsza zaskoczyła mnie wiedzą, że Lewandowski nie strzela, ale i tak jest dobry. Wiedzą, że ojciec ma świra na punkcie F1, nie rozumieją jak można te nudy oglądać, oraz jak były młodsze to dla nich każdy człowiek w kasku w jednoosobowym bolidzie to był Kubica, dziś wiedzą, że tata trzyma kciuki za Hamiltona. Ale się tym nie pasjonują. Może dlatego, tak to tłumaczę, że nie przyszło im żyć w czasach, kiedy polski sport nie słynął z sukcesów. Triumfy im spowszedniały, nie budzą magicznych doznań. Te kilka lat temu obiecałem sobie, że powiem im kim był Smolarek i dlaczego wielkim piłkarzem był. Nie tak wielkim, jak dziś Lewandowski, ale na tamte czasy wyjątkowym. Nie powiedziałem do dziś. Były sprawy ważniejsze, w tych szczególnych momentach. Ale może kiedyś powiem. Że wygraliśmy z Portugalią. Po jego dwóch golach. Z późniejszym Mistrzem Europy 2016. Autor pisze też na blogu Ojca Raj ( www.hantek.blox.pl )